Nazywam się Styles. Harry Styles – zawsze chciałem to powiedzieć! Każdy z was czyta lub czytał o mnie w gazetach, słyszał w telewizji, czy radiu. Internet też jest przydatny, prawda? Ale nieważne. Znacie mnie – bo staram się szczerze odpowiadać na zadane mi pytania. Albo tak wam się zdaje. Przyszła w końcu pora powiedzieć, jak wszystko wygląda naprawdę.
Żeby nie przedłużać, zacznę od jednego z niedzielnych poranków…
Ledwo uchyliłem powieki, a już słońce dało mi po oczach. Skrzywiłem się trochę, ale gdy mój wzrok przywykł do światła dziennego, zadowolony położyłem się z powrotem i założyłem ręce za kark. Duże, hotelowe łóżko to było dokładnie „to”, po niezupełnie przespanej nocy. Po dłużej chwili bezsensownego gapienia się w sufit, mlasnąłem leniwie, podnosząc się na łokciu i spojrzałem obok, gdzie leżała ona. Kawałek jej pleców i biodra był odkryty, a resztę ciała niedbale zasłaniało pogniecione prześcieradło. Zerknąłem na wynurzające się spod przykrycia zgrabne biodro i uśmiechnąłem się do siebie. Nie, nie – proszę, nie pytajcie mnie, jak miała na imię, nie pamiętam takich rzeczy. Zostawiła mi chyba gdzieś karteczkę z numerem. Wstałem z łóżka bez większego żalu i cicho przeniosłem się do łazienki, wziąć prysznic. Musiała ją obudzić lejąca się woda, bo gdy wróciłem z samym ręcznikiem na biodrach, zapinała stanik.
-Cześć mała – uśmiechnąłem się, lustrując jej prawie nagie ciało.
-Duży się odezwał – rzuciła, odwracając się do mnie plecami, podniosła z podłogi swoje spdnie i powoli wciągała je na biodra.
-Mmm…
Podobał mi się ten widok. Zadowolony przykleiłem się do jej placów nagim torsem, dłonią sięgając do jej rozporka, który właśnie miała zamiar zapiąć – Może jeszcze się zabawimy? – bawiło mnie to, jak nagle się speszyła. Czy poranki po takiej nocy zawsze muszą wyglądać podobnie? – W nocy było cudnie… – podkręcałem sytuację.
– Sorry, nie mogę. Spóźnię się na autobus do Bratford.
– Jeżdżą co godzinę, nie martw się.
– Skoro nalegasz – obróciła się do mnie z uśmiechem, a gdy ja zadowolony chciałem już zacząć się z nią całować, nagle ktoś otworzył drzwi do pokoju.
– Nauczysz się pukać? – warknąłem do stojącego z dziwną miną Louisa.
– Zdaje się, że rozmawialiśmy już na ten temat – odparł kiwając na dziewczynę, ja tylko przewróciłem oczami.
– Miałeś się nie wtrącać!
– Ja już pójdę – odezwała się wreszcie. Założyła bluzkę, wzięła torebkę i opuściła mój pokój.
– Jesteś idiotą.
– Ja jestem?! Styles, opanuj się!
– Ze mną wszystko w porządku. Daj mi spokój.
– Jak zwykle – prychnął.
– Co właściwie chciałeś?
– Zapytać, czy jedziesz z nami na festyn.
– Z tego, co się orientuję, nie chce mi się.
– Świetnie – warknął. – Nie obraź się, ale trochę mi przeszkadza, że stałeś się leniwą, męską dziwką – dorzucił i zatrzasnął za sobą drzwi.
To był już trzecie kazanie w tym tygodniu. Na szczęście tym razem ograniczył się do jednego zdania. „Męska dziwka” – prychnąłem – „Płacą mi za to, czy co?”. Zawsze uważałem, że Louis przesadza z tą swoją wiernością i wiarą w „wielka miłość”, która mu się marzyła. Tyle, że póki co istniała ona tylko w tekstach piosenek. Kiedyś zebrało mu się, żeby przedyskutować ze mną sprawę dotyczącą tego „…jak miło jest móc przytulić się do tej jedynej, czule pocałować…”. Bla, bla, bla… Wiecie, nie? Przecież to takie naiwne! Potem przez cały dzień udawał, że się do mnie nie przyznaje, gdy powiedzłem mu, że prędzej dam się wykastrować, niż przyrzeknę jakiejś panience wierność do ostatnich dni i dotrzymam słowa. Dla niego oczywiście każda kolejna dziewczyna była tą jedyną. Wprawdzie jego związki trwały z pewnością dłużej niż moje, ale ja przynajmniej nigdy się nie nudziłem. No i nie musiałem kombinować niczego w stylu kolacji przy świecach. Od zawsze było coś, co nas od siebie różniło.
Ja byłem tym złym, on tym dobrym. Ale bez przesady. Nie należałem nigdy do typów, którzy ze sporą nadwyżką procentów we krwi przeżywali błogie chwile rozkoszy w ubikacji. Szczerze mówiąc brzydzę się takimi ludźmi. Nigdy też nie szukałem panienek wśród słodkich blondynek w różowiutkich ciuszkach, które zalicza się jeden raz. Ja zaliczam jeden raz. Ale moja kobieta musi mieć cos w sobie.
W każdym barze znajdzie się kilka dziewczyn, które z chęcią podadzą mi swoje namiary, gdy tylko zechcę – wiecie, ten czar, może to książęce imię, haha. Wystarczy się tylko przyjrzeć zgrabnym nogom, kształtnemu tyłeczkowi, łypnąć okiem, a już można się umawiać na późny wieczór. Tylko czy jest w tym coś złego? Ja przynajmniej spełniam ich marzenia. Mój kumpel Louis znajduje sobie argumenty, by spełniać własne samotności. I kto jest większym wałem?
Zajebisty początek! W ogóle trafiłam na to opowiadanie przypadkiem a tu taki strzał w dziesiątkę! Mam nadzieję,że będziesz publikować regularnie. Ja już nie mogę się doczekać. A BTW, naprawdę jesteś facetem?
OdpowiedzUsuńCześć:) Pierwszy komentarz na tym blogu, haha. Publikować będę w miarę regularnie, postaram się. Następny odcinek chciałem dodać może pojutrze. A co do ostatniego to...cóż, last time I checked...haha. Jestem. Wiem, że to trochę nietypowe, facet piszący opowiadania, ale ja lubię pisać.
UsuńNoo, nieźle się zaczyna. Styles jako męska dziwka? Zwykle to Zayn był taki, zacna odmiana (;
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz i nie ma błędów, masz u mnie dużego plusa xD
Ogólnie to również trafiłam tutaj przypadkiem (a może to przeznaczenie? xD) i nie żałuję. Jeszcze tak patrzę na autora i: "to chłopak pisze?" i z czystej ciekawości zaczęłam czytać i mi się spodobało ;] Nawet nie mam pomysłu do czego zmierzasz z tym opowiadaniem, ale to dobrze, lubię tajemnice ;D
Cóż, żeby nie przedłużać - czekam oczywiście na nexta, będę stałą czytelniczką i... życzę ci dużo chęci i zapału, bo wiem, że początki w publikowaniu są strasznie trudne, jeśli chodzi o popularność (sama tez trochę piszę xD).
Pozdr. xxx
http://royal-life-with-one-direction.blogspot.com/